Relacje z księżmi

Relacje z księżmi

Posty 1 - 6 z 6


Posługa: Organista
Miasto:
Offline
2015-12-17 23:25:07  

Witam.


Od jakiegoś czasu przeglądam Wasz serwis. Nie ukrywam, jest bardzo ciekawy i pomocny w pełnieniu posługi organisty. Postanowiłem tutaj napisać w zasadzie z jednego powodu, który nie daje mi spokoju od dłuższego czasu i jest dla mnie mało ciekawy. Otóż już od kilku ładnych lat pełnię funkcję organisty. Znam zasady doboru pieśni i przepisy liturgiczne. Od zawsze starałem się i staram się dbać o poprawność muzyczną w kościele, uczyć ludzi śpiewania pieśni liturgicznych i nie zagłuszać ich śpiewem tylko pełnić rolę akompaniatora i być dla nich wsparciem. Niestety zauważam że wszystkie moje wysiłki idą na marne ze względu na to, że moja (zgodna z zasadami i przepisami) wizja muzyki w kościele rozmija się z wizją proboszcza. Proboszcz jest stosunkowo młodym człowiekiem, który jest dość "młodzieżowy" i sympatyzujący z ruchem oazowym, wspólnotą młodzieżową itd. Od dłuższego czasu próbuje mi narzucać pewne nieliturgiczne wzorce. Zaczęło się od tego, że powinienem bezwzględnie używać mikrofonu i śpiewać razem z ludźmi. Próby dyskusji z księdzem nie dały rezultatu - wyznaczył mi śpiewanie do mikrofonu jako "obowiązowe i obligatoryjne". Jakoś to zniosłem i dla świętego spokoju już zaakceptowałem. To niestety nie rozwiązało kłopotu. Co roku w styczniu toczy się batalia na temat śpiewania kolęd. Proboszcz chce, żeby były one śpiewane do 2 lutego i nie dociera do niego, że to nieliturgiczne. Po prostu "taka jest tradycja, ludziom się podoba, ładnie śpiewają i trzymajmy się tego". Stanęło na tym, że gram liturgiczną pieśń na wejście a resztę stanowią kolędy aż do 2 lutego. Staram się wybierać takie, które bezpośrednio nie mówią o dzieciątku, Jezusie, żłóbku itd bo to już w ogóle nie pasuje do tematyki czytań. Co jakiś czas regularnie ksiądz się też ma krytyczne uwagi, że... dbam o poziom liturgii co wydaje się absurdalne ale niestety tak jest. Co roku 2 kwietnia i w Dniu Papieskim obowiązkowo dostaję wytyczne zagrania "Barki". Dlaczego ? "Bo Jan Paweł II lubił, podobało mu się, ludzie to znają, ładnie śpiewają i ta pieśń najbardziej kojarzy się z Karolem Wojtyłą". Odpuściłem. Mamy w parafii tak zwaną mszę św. dla dzieci podczas której przeważnie śpiewa scholka a ja gram jedynie części stałe. Czasami jednak scholka ma wolne, nie może śpiewać i wtedy gram także pieśni, oczywiście liturgiczne. Już niejeden raz podczas takiego "zastępstwa" miałem rozmowę z księdzem. Dostałem sugestie, że pieśni powinny być dopasowane do charakteru mszy św. Ksiądz doradził mi posłuchać jak śpiewa schola i starać się nauczyć tych "pieśni", znaleźć nuty, podgrywać i śpiewać z dziećmi "repertuar zachęcający je do śpiewania". Te śpiewy w wykonaniu scholi to zwyczajne oazowe sacro-disco polo. Dwie gitary, parapet i "rąbanka" na całego w stylu "Ofiaruję tobie panie mój" i inne młodzieżowe hiciory. Proboszczowi i dzieciom się podoba... Ja jednak postawiłem na swoim. W tym tygodniu znowu pojawił się kolejny pomysł księdza. Podczas luźnej rozmowy zaczął wypytywać mnie "dlaczego dzieci tak słabo śpiewają na roratach i czemu nie staram się tego zmienić ? Zarzucił mi, że nie gram hymnu rorat i światowych dni młodzieży". Włączył mi na youtube teledysk (który z resztą też wyświetlał dzieciom w kościele i uczył je tego śpiewać), kazał się osłuchiwać, opracować i grać na każdej mszy roratniej. Kiedy po raz kolejny zacząłem argumentować o nieliturgiczności i o tym, że śpiewanie piosenek podczas liturgii nie powinno mieć miejsca nie dawał za wygraną. Odpowiedział, że nie musimy już być aż tak bardzo przepisowi i należy w pewnych przypadkach robić wiele, żeby zachęcić ludzi zwłaszcza młodych do śpiewania w kościele i przyciągnąć ich. Ksiądz też powiedział mi, że podobno w dokumentach Episkopatu jest powiedziane, że msza święta dla dzieci może mieć inną oprawę bardziej przystępną dla nich. Nigdy o tym nie słyszałem i nie wiem czy to prawda czy jego wymysł. Powiem wam że coraz częściej wątpię w moją pracę i myślę nad rezygnacją mimo że kocham muzykę kościelną i sprawia mi to przyjemność. Jednak nie mam zamiaru kopać się z "koniem". Ksiądz proboszcz nie jest złym człowiekiem. Dużo robi w parafii, organizuje wiele rzeczy, pomaga ludziom ale na muzyce w ogóle się nie zna ale chce o niej odgórnie decydować i na siłę wprowadzać pewne nieliturgiczne twory. W wielu kwestiach już ustąpiłem. Od niechcenia ale śpiewam do mikrofonu, gram tę nieszczęsną "Barkę" 2 razy w roku, po 6 stycznia nadal dominują kolędy mimo, że pasują jak pięść do oka, na mszach codziennych i niedzielnych skracam ilość zwrotek do dwóch bo jak było więcej to też był niezadowolony i spoglądał w moją stronę spod ołtarza. Ale nie chcę też dać sobie wejść na głowę, stać się jakimś kiczowatym grajkiem i jeszcze wykonywać sacro-discopolo w kościele którego sam nie znoszę. To nie dla mnie, męczyłbym się z tym i miał poczucie obniżania jakości muzyki w kościele. Co mi radzicie ? Rozmowy z księdzem nie przynoszą skutku, "on wie lepiej co jest dobre, radosne i przyciąga". Uczyć się hymnów ŚDM, "Ofiaruję tobie" i innych oazowych "densów" i grać ich nie zamierzam. Jednak ksiądz nie będzie mi dawał spokoju i co chwilę będzie nękał z tym. Odpuścić i poszukać pracy gdzieś indziej ? Znacie podobne przypadki, mieliście z nimi do czynienia ? Chciałbym też zapytać czy faktycznie jest przyzwolenie Episkopatu na kicz podczas mszy z udziałem dzieci, jak uważa ksiądz.





Posługa: Organista
Miasto: Tarnów
Offline
2015-12-18 23:54:36  

Co tu dużo mówić, podobne sytuacje zdarzają się nagminnie w Polsce, więc prawdopodobnie zmiana parafii niewiele pomoże. Jak sobie z tym radzić? Ogólnie są dwa wyjścia: albo jakoś się dogadać z Proboszczem, że to jednak organista się zajmuje muzyką, albo po prostu być posłusznym pracownikiem i wykonywać to co on chce. Skoro został poinformowany, że tak nie powinno być, a mimo to nalega, to odpowiedzialność moim zdaniem spada na niego. Najważniejsze to jednak być uprzejmym i nie powodować niepotrzebnych sporów. Nie ma co zbytnio walczyć z Proboszczem - nic dobrego z tego nie wyjdzie.


Jeśli chodzi o Episkopat to oczywiście żadnego oficjalnego przyzwolenia nie ma... ale patrząc na różne msze na wyższych szczeblach (np. mszę z udziałem papieża na dniach młodzieży) to wniosek jest jeden: wszyscy (ewentualnie oprócz grupki organistów) mają w nosie to jak wygląda muzyka kościelna. 



Kto się napił starego, nie chce potem młodego – mówi bowiem: »Stare jest lepsze« (Łk 5,39)

Jesteś wolny? Nie szukaj żony! (1 Kor 7,27)


Posługa: Organista
Miasto:
Offline
Utworzono: 2015-12-19 15:12:07 Zmodyfikowano: 2015-12-19 15:22:04  

Wiem że niestety tak jest w wielu parafiach i zastanawiam się dlaczego tak się dzieje. O ile w dużych parafiach katedralnych przywiązuje się dużą wagę do muzyki i poprawności liturgicznej tak niestety im niżej tym gorzej. Dlaczego tak jest ? To właśnie księżom jako osobom duchownym i uduchowionym powinno zależeć na jakości i poprawności liturgicznej. Czy wybitni  profesorowie, teologowie i muzykologowie nie uczą ich tego w seminariach ? Z jednej strony wielu księży w tym mój proboszcz to dobrzy gospodarze parafii, posiadają umiejętności głoszenia homilii i przyciągnięcia ludzi do kościoła, z drugiej są mocno na bakier z muzyką kościelną i nie chcą tego zmieniać. Mój Proboszcz jest niestety pozbawiony wrażliwości muzycznej, nie czuje tego. Wiem to nie od dzisiaj. Prywatnie niestety wygląda na to, że lubi disco i disco polo (słucha lokalnego radia gdzie grają taką muzykę, nieraz u niego słyszałem) ale nie wnikam co wypada a co nie słuchać księdzu. Prywatnie niech słucha czego tam mu się podoba ale zamiłowanie do kiczu powinien zostawiać przed drzwiami Świątyni. Tymczasem on chce żeby w kościele była muzyka religijna, ale lekka łatwa i przyjemna do śpiewania dla ludzi. On chyba nigdy nie zgodzi się żeby tylko organista odpowiadał za muzykę. Lubi o wszystkim decydować sam, dawać prikaz i mieć ostatnie zdanie. Nigdy nie krzyczy, zawsze jest uprzejmy i kulturalny, jednak potrafi długo nalegać i nękać aż w końcu spokojnie wydaje polecenia.  Z jednej strony jest uczciwy i zawsze płaci mi za granie, z drugiej jednak wychodzi z założenia, że on jest Proboszczem, a skoro płaci to ma prawo wymagać według swojej wizji. Ja już naprawdę na wiele ustępstw poszedłem. O niektórych pisałem, ale są też inne. Praktycznie zrezygnowałem z grania literatury organowej po mszach św. Według Proboszcza nikt tego nie słucha, ta muzyka jest trudna w odbiorze przez większość ludzi, niepotrzebnie zużywa się tylko prąd a poza tym wielu ludzi lubi po mszy zostać w kościele, w ciszy medytować i modlić się, stąd też muzyka organowa przeszkadza. Nie miałem już ochoty na debatowanie, dałem sobie spokój. Cieszę się że w ramach rekompensaty czasami w wolnych chwilach Proboszcz udostępnia instrument i mogę trochę poćwiczyć także utwory organowe, niestety przeważnie w pustym kościele grając dla siebie. W Wielkim Poście od samego początku dostaję prikaz grania pieśni pasyjnych. Argumenty Księdza podobne jak z kolędami - "są bardziej znane, ludzie chętniej śpiewają poza tym jest za mało czasu żeby mogli sobie je pośpiewać". Granie pod ludzi i "znaność" dla Proboszcza ważniejsze niż przepisy liturgiczne. Zatem już od Popielca na koniec mszy jest jedna pasyjna, z "dedykacją" dla Proboszcza. W Wielkanoc również zacisnąłem zęby i zagrałem po kilku prośbach  "Baranki Młode" bo oczywiście też podoba się to Proboszczowi. Jak pisałem, zostałem zmuszony do rezygnacji z grania większej ilości zwrotek. Proboszcz odgórnie prosił grać dwie. Według Niego większa ilość to niepotrzebne "przeciąganie i rozwlekanie, mało kto śpiewa a on tylko stoi przy ołtarzu i czeka w nieskończoność". Na mszach dziecięcych jednak scholce nigdy nie przerywa, cierpliwie czeka do końca i czasami podśpiewuje sobie razem z nimi te ich nieliturgiczne hiciory mając przy tym dobry humor. Na pozostałych mszach niedzielnych i w tygodniu sam wybieram pieśni liturgiczne, które zagram jednak i tu jestem ograniczany przez Księdza. Każe grać jak to powiedział "znane, które ludzie rozpoznają i szybko kojarzą". Pewnie byłby zadowolony gdybym codziennie w tygodniu grał zestaw największych oklepańców: "Pod Twą Obronę", "Wszystko Tobie Oddać Pragnę", "Wszystkie Nasze Dzienne Sprawy" i kilka innych. Niejeden raz słyszałem Jego prośbę, żeby "nie grać nieznanych i zbyt trudnych pieśni". Nie daje nawet możliwości uczenia pieśni ludzi. Woli ciągle te same. Teraz upatrzył sobie "hymn ŚDM", oczywiście nieliturgiczny. Wczoraj znów pytał kiedy się osłucham, nauczę i będę to śpiewał z ludźmi bo jest chwytliwe a poza tym trzeba podkreślać że w tym roku będziemy mieć ŚDM w Krakowie. Wróciłem do domu, nawet zacząłem tego słuchać, wydrukowałem sobie tekst i tak zacząłem rozmyślać. Łamię się i rozważam dla świętego spokoju nauczenie się i tego, granie i niestety śpiewanie, bo śpiewanie dostałem jako obowiązek. Tylko jak tak na to wszystko patrzę i liczę to czuję się trochę jak "frajer". Dla świętego spokoju odpuszczam i godzę się na nadużycia a Proboszcz to widzi i wymaga dalszych licząc na to, że i na kolejne się zgodzę. Wychodzi na to, że z moich założeń i chęci dbałości o wysokim poziom muzyczny liturgii zostaje już praktycznie nic. Ja się coraz bardziej z tym męczę. Chciałbym podwyższać poziom muzyczny, przyczyniać się do poprawy jakości muzyki w kościele a niestety księża mocno to utrudniają, nie tylko mi lecz wielu organistom. Tylko dlaczego tak się dzieje ? Kiedyś chyba tak nie było, aż takiej płycizny nie pamiętam.  Czy minimalizmu muzycznego i prostoty muzycznej uczą teraz księży w seminariach ? Jakoś wątpię w to. Wielu organistów ulega księżom przez co potem grają nieliturgicznie i mają opinię takich "grajków". Walczyć z Proboszczem nie zamierzam. Prywatnie nawet Go lubię. Jest wyważony, spokojny i nigdy nie podnosi głosu. Prędzej to mnie już o mało co nie poniosło, ale powstrzymuję nerwy na wodzy ;)  My się nigdy nie kłócimy tylko spokojnie i uprzejmie wymieniamy poglądy na temat muzyki w kościele. Jednak wątpię, że On w pełni odda mi władzę w tej dziedzinie :)  Może warto zacząć wywieszać przed kościołami kartki, że za oprawę muzyczną organista nie odpowiada ;)





Posługa: Wierny świecki
Miasto: Krosno
Offline
2015-12-21 12:02:05  

A może by tak spróbować "na około" i nawiązać współpracę ze scholką? Zaprosić je kiedyś na chór, zagrać coś fajnego, podrzucić jakieś nuty, nauczyć czegoś mniej tandetnego a bliższego tradycyjnym pieśniom. Ksiądz najwyraźniej lubi śpiew scholki, więc gdyby ją stopniowo (nie od razu zarzucając chorałem czy starymi pieśniami) przekabacić na swoją stronę to i on przekonałby się do poprawnego liturgicznie śpiewu.





Posługa: Organista
Miasto: Wiry
Offline
Utworzono: 2016-08-24 15:33:38 Zmodyfikowano: 2016-08-24 15:39:25  

Odświeżę nieco temat.


Ignorancja duchowieństwa w temacie muzyki liturgicznej wynika z macoszego potraktowania tego zagadnienia w seminariach duchownych. Często zdarza się, że pomimo tego, że osobnik głuchy ( w sensie muzycznym, rzecz jasna ), to kreuje się na znawcę zagadnienia, i to znawcę wybitnego.


Nie ma sensu wymachiwania przed oczami Instrukcją Musicam Sacram, czy innymi dokumentami, bo i tak nic sobie z tego robił nie będzie, gdyż "na parafii, to ja jezdem Papieżem" - to cytat.


Nie ma sensu też zżymać się i buntować, bo skoro istnieje zależność służbowa, to wykonywać polecenia przełożonego trzeba, nawet gdyby było wbrew sobie. Z drugiej strony Pan Bóg chyba takim formalistą nie jest, by za "Barkę" zagraną po Ite Missa est raził skutecznie piorunem grającego.smile.png Podobnie z pieśniami do NMP. Właściwie nie ma ich kiedy grać, więc w kolorze zielonym po Ite Missa est jak najbardziej się nadaje. Co zresztą widać w tutejszych propozycjach śpiewów. Ja czasem w odniesieniu do wyjątkowo nietrafionych żądań ( przytoczone wyżej Barany młode, czy Hymn ŚDM ) stosuję wybieg pt. "Nie umiem", "Nie znam". A nawet jak Ci nuty podstawi, to można zagrać zupełnie co innego i powiedzieć, że to nie ta melodia. Duchowni zazwyczaj notacji muzycznej nie znają. Ważne, by wyjątkowego gniota nie zagrać. A jeśli pomimo uników się uprze, to...grać! Ale w taki sposób, by już drugi raz nie poprosił. Np. spróbować zagrać Hymn ŚDM w harmonii modalnej. Mina - bezcenna!


Zresztą gdy zmusza Cię do grania gniotów, to koniec końców zmuszający pójdzie do piekła, a nie Ty.smile.png


Rozumiem Twą troskę, Janie, o zastosowanie Przepisów w praktyce, ale przyznam Ci się, że osobiście bazuję bardziej na własnym wyczuciu i doświadczeniu, niż stricte na słowie pisanym często za biurkiem, w oderwaniu od rzeczywistości. Nowsze dokumenty, niestety, w jednym miejscu przeczą temu, co napisano w miejscu innym.


Osobiście kolędy gram do 2 lutego. Uważam za wylanie dziecka z kąpielą rugowanie żłóbków zaraz po Chrzcie Pańskim. "Znać proporcje, mocium Panie". Wyciszam kolędy do 2 lutego, na koniec, przed 2 lutym grając tylko jedną. 


Może Twój Szef, Janie życzy sobie "evergreenów", bo lud wierny tekstów nie zna? Podstawa to rzutnik multimedialny lub "analogowy", dobrze zredagowany śpiewnik. 


Scholki to zło konieczne, które musimy znosić, dobrze jednak powiedziano wyżej, że lepiej żyć z nimi w symbiozie niż opozycji. Za ewentualną Sodomię i Gomorię w tej kwestii odpowiada ( przed Bogiem i ludźmi ) rządca parafii. Osobiście u siebie dużą część śpiewów scholi podgrywam. Warunki śpiewacze są trude ( 7 sek. pogłosu ), więc linią basu ( czasem pochodemshark.gif ) dyscyplinuję ich tempo. Fakt, repertuar raczej na piknik niż do kościoła...


Piszesz, Janie o nadużyciach. Pytanie tylko co masz na myśli? Zagranie Barki po Ite missa est, czy wigiby zakrawające na profanację liturgii rangą zbliżone do hucpy z Triduum Sacrum u Jezuitów w Łodzi:


https://youtu.be/vRdCM5JWcpo?t=7776


Myślę, że ktoś zdrowo przesadził godząc się na coś takiego... Może wciąga jakieś przeterminowane zioło i mu odbija. Nie wiem.unsure.png Cieszyłbym się, gdyby temu przyjrzała się Komisja ds. Dyscypliny Sakramentów.


To jest nadużycie!


Barka czy Schwarze Madonneglasses.png zagrane na końcu raz na jakiś czas nikomu krzywdy nie zrobi... Sam wstydzę się takich zachowań, choć czasem je praktykuję i grywam "znane i lubiane" ku uciesze gawiedzi.


My organiści kształtujemy kulturę śpiewaczą parafii. Często ludzie w Polsce tylko w kościele otwierają usta do śpiewu ( no chyba, że są w stanie "wskazującym"squint.png). My gusta tych ludzi mamy kształtować, a nie im schlebiać. Niech wiedzą, że pioseneczki to tylko na deser ( zakończenie ) i nie co niedzielę.


Więc wyznawajmy zasadę, o której śpiewał Młynarski: "Panowie, róbmy swoje...!"


 


Pozdrawiam,


Quattro.


 


 





Posługa: Wierny świecki
Miasto: Kraków
Offline
2021-02-11 13:12:18  

Niestety niechęć do współpracy ze strony księży to jest dość powszechny problem. :(



Szybka odpowiedź